środa, 13 marca 2019

"Myślę, że nie jesteśmy już takim  undergroundowym  zespołem jak na początku i ludzie w końcu wiedzą, że istniejemy" - rozmowa z Trixem, założycielem polsko-brytyjskiej formacji Bad Solution

Do rozmowy z Trixem, liderem i założycielem zyskującej coraz większą popularność polsko-brytyjskiej grupy Bad Solution, doszło na kilka tygodni przed ich trasą w Polsce. Trasą, która już okazała się sukcesem, bo bilety na większość koncertów są już od jakiegoś czasu wyprzedane. Jest zatem spora szansa na to, że ich popularność w kraju dorówna tej, którą zespół ma wśród prawie milionowej Polonii na Wyspach.    

Fot. Bartosz Chomiak

Anna Piątkowska: Jak  uformował się aktualny skład Bad Solution?


Trix: Byłem już od około dwóch lat w Anglii i tak sobie cały czas myślałem, że byłoby dobrze coś pograć (śmiech). Przyjechałem z nadzieją na założenie jakiegoś zespołu, bo grałem już wcześniej, kiedy mieszkałem w Polsce. Zacząłem poszukiwania na Gumtree i najpierw znalazł się gitarzysta Mariusz, następnie basista Wojtek, potem bębniarz Maniek, a na koniec, nasz pierwszy wokalista Wojtek Redzicki. Z czasem jednak członkowie zespołu zaczęli się zmieniać. W 2012 roku dołączył Alex, nasz obecny wokalista, który potem przyprowadził Joe, naszego perkusistę.


Fot. Stephen Vincent Photography

Anna: Od początku mieliście jasną wizję tego, co chcecie grać i jakim chcecie być zespołem?

Trix: Jeżeli chodzi o gatunek, to do tej pory nie umiemy określić, co gramy. Ludzie nas często pytają, co my właściwie gramy. Zazwyczaj mówimy, że jak nas posłuchacie, to sami odpowiecie sobie na pytanie, co gramy (śmiech). Ja i Mariusz odpowiadamy w większości za składanie kawałków. Ja słucham głównie hard rocka i heavy metalu, a on nu metalu. Wychodzą nam z tego pomieszane riffy heavy metalowe z przygrywkami nu metalowymi – tak bym to określił. Nigdy nie było jakiegoś przyjętego przez nas celu, do którego będziemy dążyć, jeżeli chodzi o granie.


Anna: Wydaliście EP-kę „Self destruct”, a potem LP „The War Within". To są płyty w konwencji nu metalowej i to począwszy od tekstów, poprzez muzykę, a skończywszy na projekcie graficznym okładki.

Trix: Tekstami zajmuje się głównie Alex, a ja mu czasem pomagam. Nawiązują one do naszego życia, ale nie tylko. EP-kę zatytułowaliśmy „Self Destruct”, bo te teksty zawierają wszystko, co siedzi wewnątrz nas. Jeżeli chodzi o long play’a, to początkowo nie mieliśmy pomysłu na nazwę i chcieliśmy nadać jej tytuł jednego z kawałków, podobnie jak zrobiliśmy to przy EP-ce, ale potem stwierdziliśmy, że może spróbujemy czegoś innego. Trochę nam zajęło myślenie nad tytułem. W końcu powstało „The War Within” (tłum. wewnętrzna wojna). Zgodnie stwierdziliśmy, że to pasuje. Jeżeli chodzi o projekt graficzny, to nasz kolega z Polski, Piotr Szafraniec się tym zajął. Genialny człowiek, jeżeli chodzi o projekty graficzne dla zespołów. 


Tomasz Piątkowski: Kim są muzycy Bad Solution?

Trix: Zacznę od siebie. Oprócz tego, że gram na gitarze, jestem też wokalem wspomagającym w Bad Solution. W Anglii jestem od dziesięciu lat. Z Mariuszem, drugim gitarzystą, założyliśmy zespół zaraz po tym, jak spotkaliśmy się w styczniu 2010 roku. Oprócz tego, że gramy w jednym zespole, to do tego jeszcze razem pracujemy, a zajmujemy się układaniem płytek wiktoriańskich. Pomimo takiej ilości czasu spędzanego w swoim towarzystwie, ciągle brakuje nam chwili, żeby pogadać o riffach na nową płytę (śmiech). Wojtek, nasz basista, pracuje przy ściąganiu azbestu, a w wolnych chwilach lubi zbierać kamyczki w Brighton (śmiech). To oczywiście taki żart, który wziął się stąd, że za każdym razem, kiedy jest jakiś wolny dzień i próbujemy zorganizować próbę czy koncert, Wojtek ma zaplanowany wyjazd do Brighton. Zaczęliśmy w końcu żartować, że jeździ tam zbierać kamyczki na plaży (śmiech).Joe przycina drzewa, czyli po polsku to będzie chyba, utrzymanie zieleni? Nie wiem dokładnie, ale mniej więcej czymś takim, próbuje też zająć się deweloperką. Alex zaangażował się w promocję, czyli próbuje nas wcisnąć gdzie się da, a oprócz tego szuka stałej pracy (śmiech).

Bad Solution/ Fot. Archiwum Zespołu

Tomasz: Logo waszego zespołu, to żyletka. Przyznam szczerze, że pierwsze moje skojarzenie, to okładka “British Steel” zespołu Judas Priest.

Trix: Na początku mieliśmy zupełnie inne logo. Z tego, co pamiętam, to pomysł z żyletką nie do końca był nasz. Nasza ówczesna manager poprosiła znajomego, żeby nam coś zaprojektował. Nie byliśmy od razu przekonani do projektu z żyletką, właśnie dlatego, że kojarzył się z „British Steel”, ale potem doszliśmy do wniosku, że czemu nie. W końcu to nie było identyczne. Logo i nazwa Bad Solution są spójne i wpisują się w treści większości naszych tekstów, które nawiązują do rzeczy typu alkohol czy dragi, ale nie tylko. Staramy się pomagać i wspierać wszystkich, którzy doświadczają jakichś problemów w życiu. Nazwa i logo to też przesłanie, że odebranie sobie życia to nie jest dobre rozwiązanie (Bad Solution). To wszystko nie brzmi może zbyt optymistycznie, ale przy kolejnej płycie mamy nadzieję zmienić trochę klimaty. 




Anna: “Dear Sarah” jest zainspirowany prawdziwą i tragiczną historią. Czy możesz trochę więcej o nim powiedzieć?

Trix: Utwór dedykowany jest dziewczynce, której niestety nie ma już wśród nas. Jej rodzina wiedziała o jego powstaniu, ale prosiła nas, żeby nie ujawniać szczegółów, dlatego nie możemy zbyt dużo o tej historii opowiadać. Myślę, że każdy może się jej domyślić z tekstu piosenki. Historia jest prawdziwa i wpłynęła na zmianę prawa w Wielkiej Brytanii.


Tomasz: Skąd się wziął twój pseudonim i dlaczego unikasz używania swojego nazwiska?

Trix: Ukrywam się przed skarbówką i eksżoną (śmiech). Powiem szczerze, że nie wiem, skąd się wziął mój pseudonim. Powstał ze dwadzieścia lat temu, ale nie pamiętam, jak do tego doszło (śmiech). Odkąd zacząłem poznawać ludzi, zawsze byłem Trix. Nigdy nie zwracano się do mnie po imieniu, dlatego mało kto zna moje imię. Niestety, nie wiążą się z tym żadne tajemnicze historie (śmiech). Nic w tym nie ma — po prostu nie chcę ujawniać mojego nazwiska. Kiedy ludzie pytają o nie, mówię im, że jestem Trix i to musi im wystarczyć (śmiech).

Trix/ Fot. Bartosz Chomiak

Tomasz: Bad Solution ma za sobą występ na jednej scenie z Soulfly. Czyli musiałeś spotkać wielką ikonę metalowego grania, jaką z pewnością jest Max Cavalera — były wokalista Sepultury? Miałeś okazję z nim porozmawiać? 

Trix: Widziałem się z nim, ale nie rozmawiałem. Alex z nim rozmawiał, to było na Guildfest w Guildford. Bardzo fajna impreza (śmiech). Granie z nimi było dla nas wielką przygodą. Kiedy zaproponowano nam występ na tym festiwalu, to pierwsze sprawdziliśmy kto tam gra. Widzieliśmy, że jakieś popowe zespoły, więc początkowo nie byliśmy specjalnie przekonani. Kiedy zauważyliśmy, że gra tam też Soufly byliśmy mocno zdziwieni. Zagranie z nimi na tej samej scenie, to świetna przygoda i coś do zapisania w kartach historii zespołu.

Anna: Bad Solution zagrało też na Ukrainie. Jak wasze doświadczenia z pobytu w tym kraju?

Trix: Ukraina jest ciekawym krajem. Kijów to przepiękne miasto, ale powiem szczerze, że ludzie czasem dziwnie do nas podchodzili. Parę razy zostaliśmy oszukani. Robili nas na kasie, jak mogli. Poznaliśmy kilku fajnych ludzi ze studia tatuażu, dzięki którym dowiedzieliśmy się, że wydajemy trochę więcej, niż powinniśmy (śmiech). Nadzialiśmy się też na podrobioną kasę w taksówce. Kiedy wysiadaliśmy z taksówki, nikt na to nie zwrócił uwagi, ale następnego dnia, kiedy przyjrzałem się lepiej, okazało się, że wydano nam banknot, który został wydrukowany na domowej drukarce i składał się z dwóch różnych nominałów (śmiech). Mimo to poznaliśmy tam wielu fajnych ludzi, z którymi do tej pory jesteśmy w kontakcie. Zapraszali nas, żeby ponownie przyjechać. Dobrze tam się koncertowało, choć sprzętowo trochę było trudniej i jeden z nas niestety musiał jechać samochodem (śmiech). Przyjęcie publiczności było bardzo dobre. Uważamy, że to był udany wypad.

Fot. Bartosz Chomiak
Tomasz: Macie obecnie podpisany kontrakt z jakąś wytwórnią?

Trix: Mieliśmy kontrakt z włoską firmą, dzięki której zagralismy na Ukrainie obok Dead by April, ale niestety nie była to tania impreza. Wszystko było na początku fajnie. Zaproponowali nam żeby zagrać z Sepulturą, ale po wypłaceniu kolejnej kasy okazało się, że nie możemy z nimi zagrać, bo ktoś kto to organizował miał już wszystkie zespoły zabukowane.

Fot. Bartosz Chomiak

Później mieliśmy więcej ciekawych propozycji, ale niestety wiązało się to z kosztami. Musielibyśmy za każdy koncert zapłacić około tysiąca euro, do tego przejazdy i przeloty. Większość koncertów w kierunkach Rosja, Ukraina itd. Podziękowaliśmy im. Teraz prowadzi nas Rafał Półtorak i genialnie daje sobie z tym rade. Zagraliśmy dzięki niemu z Acid Drinkers, Illusion i z Nocnym Kochankiem, z którym teraz w marcu jedziemy do Polski zagrać parę koncertów.



Tomasz: W zeszłym roku w ostatniej chwili zagraliście w miejsce Luxtorpedy na 20-leciu Illusion.

Trix: Tak, Litza chyba miał wtedy jakiś problem z żebrami i wskoczyliśmy na scenę w ich miejsce w ostatniej chwili. Jeden z naszych przyjaciół z zespołu, który współorganizował to wydarzenie zadzwonił do mnie na tydzień przed z pytaniem, czy bylibyśmy w stanie zagrać przed Illusion. Przyznam szczerze, ze miałem wątpliwości, czy to nie żart i na chwilę zamilkłem z wrażenia. Byliśmy zazdrośni, kiedy dowiedzieliśmy się, że Metasoma z nimi zagra, a tu w pewnym momencie ktoś dzwoni i proponuje nam to samo (śmiech).



Tomasz: Czy między wami, a Metasomą jest więcej przyjaźni czy konkurencji?

Trix: Na początku było trochę konkurencji. Kiedy założyliśmy zespół, Polskie Radio Londyn zorganizowało konkurs polskich talentów. Wtedy, jeszcze z poprzednim składem, zrobiliśmy videoclip, który został nakręcony na jakimś podwórku, zwykłą kamerą. Niestety już dawno nigdzie go nie ma w sieci, a szkoda. Dobrze nam szło w tym konkursie, ale dwa dni przed zakończeniem Metasoma niespodziewanie wskoczyła na pierwsze miejsce i wygrała. Wtedy było w nas trochę zazdrości. Potem zadzwonił do mnie Misiek z Metasomy i spędziłem z nim kilka godzin na telefonie. Chłopak lubi gadać (śmiech). W tej chwili jesteśmy dobrymi znajomymi. Mamy nadzieję kiedyś znowu razem zagrać, ale na razie się mijamy.


Tomasz: Jak jest z rozpoznawalnością Bad Solution? Jesteście rozpoznawalni nie tylko wśród emigracji?

Trix: Myślę, że chyba tak. Graliśmy niedawno na Camden. Przyszło masę ludzi i bardzo fajnie nas przyjęto. Na koncertach z Acid Drinkers bardzo podobnie – fantastyczny odbiór. Myślę, że już nie jesteśmy takim undergroundowym zespołem jak na początku i ludzie w końcu wiedzą, że istniejemy (śmiech). Bardzo dobrze, bo pracowaliśmy na to osiem lat .

Anna: W marcu wybieracie się w trasę z Nocnym Kochankiem. To nie jest wasz pierwszy występ w naszym kraju. Powiedz, gdzie jeszcze będzie was można usłyszeć w Polsce?



Trix: Graliśmy już tam dwa lata temu, chyba ze trzy koncerty. Mamy sygnały, że jakaś część ludzi w Polsce już nas kojarzy. Na pewno częściowo za sprawą Facebooka. Mieliśmy bardzo dużo pozytywnych opinii i wiem, że są ludzie, którzy czekają, żeby nas zobaczyć. Podczas trasy z Kochankiem będziemy mieli czterodniową przerwę. Planujemy w tym czasie zrobić dodatkowe koncerty. Jeden z nich odbędzie się 21 marca w Bielsko Białej w klubie Rudeboy. Może uda się też zagrać z Over the Under, z którymi graliśmy już wcześniej. Mamy nadzieję, że to wszystko wypali.

Fot. Archiwum zespołu
Anna: Jak prace nad nową płytą?

Trix: Skupiamy się teraz na składaniu nowych kawałków. Mamy nadzieję w przyszłym roku wydać nową płytę. Mamy już jeden utwór. Tekst jest trochę w tych samych klimatach, co ostatnia nasza płyta, ale pracujemy nad tym, żeby trochę rozweselić ludzi, a nie dołować tekstami więc nie wszystkie nasze teksty będą smutne. Mieliśmy też parę negatywnych opinii na ten temat, które wzięliśmy pod uwagę. Mariusz ma sporo fajnych pomysłów na riffy, które trzeba dopracować.

Fot. Bartosz Chomiak

Tomasz: Braliście udział w festiwalu Open Flames Festiwal, którego współorganizatorem był Rafał Półtorak. Zagrały takie zespoły jak: Nocny Kochanek, Gabinet Looster, Kabanos czy Metasoma. To musiała być mocna impreza (śmiech).

Trix: Było genialnie! Nie pamiętam, z czyjej inicjatywy powstał ten festiwal. Rafał Półtorak był tym, który doprowadził go do końca. Zagraliśmy jeden koncert, a potem niestety, tylko już z samym gitarzystą, pojechaliśmy na dwa kolejne. Byliśmy tam tragarzami sprzętu (śmiech). Gdyby reszta zespołu z nami pojechała, to jeszcze coś byśmy zagrali, bo w Manchesterze jakiś zespół się wysypał i była okazja. Na każdą imprezę przychodziła masa ludzi. Organizacja była rewelacyjna i wszyscy się świetnie bawili. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości będzie powtórka tego festiwalu.

Tomasz: Jesteście nastawieni na karierę w Polsce czy w UK?

Trix: Kiedy dwa lata temu zagraliśmy w Polsce koncerty, ludzie nas bardzo fajnie przyjęli. Alex i Joe byli tak zaskoczeni, że pojawiły się nawet plany zakupu chaty w Polsce. Mieliśmy tam zostawić sprzęt, żeby w razie przeprowadzki mieć gdzie mieszkać. Chłopaków skusiły przede wszystkim ceny w Polsce, które w porównaniu do Wielkiej Brytanii są bardzo atrakcyjne. W Polsce jest dużo więcej możliwości, jeśli chodzi o odbiór muzyki, którą gramy. Przykładem jest Hunter czy Nocny Kochanek. Tu, w Wielkiej Brytanii, jest bardziej parcie na krzyczenie do mikrofonu. Heavy metal czy hard rock nie są tak popularne, jak w Polsce. Kiedy przyjechałem do Wielkiej Brytanii, miałem plany na kapelę, sławę i inne wielkie rzeczy, ale kiedy zobaczyłem, jak to jest w rzeczywistości, to mój zapał trochę ostygł. W tej chwili mogę powiedzieć, że gramy przede wszystkim dla przyjemności. Oprócz grania każdy z nas codziennie normalnie pracuje, a to, co robimy na scenie, jest formą wyluzowania się od codzienności.

Fot. Archiwum Zespołu

Tomasz: Jaka była twoja reakcja na recenzje waszego albumu na brytyjskich portalach?

Trix: Czytałem niektóre z nich. Zgadzam się w większości z ich opinią. Jeśli chodzi o krytykę, to nie mamy z nią problemu. Jesteśmy otwarci na różne zdania. Nie można słuchać tylko pochwał, bo krytyka też nas trochę rozwija. Każdy ma swoje zdanie i ma do tego prawo. Najwięcej uwag dotyczyło tekstów. Zarzucano nam, że większość z nich jest o Alexie i jego doświadczeniach. Nie jest to do końca zgodne z prawdą, bo teksty dotyczą wielu problemów życiowych, z którymi spotyka się większość z nas lub naszych znajomych. Każdy tekst ma jakieś przesłanie. Najważniejsze, że album został zauważony przez brytyjskie media. To jest jakiś sukces.



Anna: Kiedy można będzie was usłyszeć w Anglii?

Trix: Zagramy coś w czerwcu, ale na razie jesteśmy skupieni na wyjeździe do Polski i pisaniu materiału na nową płytę, bo zdajemy sobie sprawę, że od wydania ostatniego albumu minęło już trochę czasu. Mariusz ma sporo nowych pomysłów na riffy i tak jak mówiłem, prace nad nowym albumem trwają, problemem jest brak czasu, na spotkanie z chłopakami.


Anna: Czy często słyszycie swoje kawałki w stacjach radiowych?

Trix: Niestety nie. Jeśli chodzi o radia brytyjskie, to dostać się gdzieś do Radia Karanga, na przykład, to jest tragedia, ale pracujemy nad tym. W Polskim Radiu Londyn kiedyś nas grano, ale tylko tuż przed Open Flames, bo PRL promowało ten festiwal. Naszym problemem, z którego zdajemy sobie sprawę, jest to, że mamy dużo niecenzuralnych słów w tekstach. Niestety w tej chwili w naszym dorobku jest tylko jeden kawałek radio friendly, który został skrócony do trzech minut. Przy nagrywaniu kolejnej płyty skupimy się na tym, żeby zrobić ich więcej. Udało się nam dotrzeć dość wysoko z „Drawning” na liście Polisz Czart Sławka Orwata w Radiu Wnet. Byliśmy z tego bardzo zadowoleni. Na pewno jeszcze coś zaproponujemy na tę listę w przyszłości i udostępnimy linki. Mamy polskich i angielskich fanów, którzy na nas zagłosują, a Alex jakoś to wszystko rozrusza (śmiech).

Fot. Anna Piątkowska


***

MuzykTomaniA dziękuje Trixowi za spotkanie i życzy całemu zespołowi dalszych sukcesów.


***


(c) Anna i Tomasz Piątkowscy
Współpraca  redakcyjna Izabela Sanocka