piątek, 4 lutego 2022

1965 - Panther (2022)




projekt okładki: Krzysztof Lesiński

                            

1. Nuclear Love
2. Let's Rock
3. Mega City
4. Intergalactic Ride
5. Make Some Noise
6. So Many Times
7. All My Heroes Are Dead
8. Make You Pay
9. Panther
10. Anything We Wont
11.Stars & Gutter
12. Escape Pod



Polska grupa rockowa występująca pod nazwą „1965”, swoją nazwę zaczerpnęła z dyskografii The Afgan Wings, który w swoim dorobku muzycznym ma album o takim właśnie tytule. W stałym składzie 1965 grają: Michał Rogalski - wokal, gitara, Marco Caponi - bas, Tomasz Rudnicki - perkusja.
Chłopaki w 2015 roku, kiedy ukazał się ich debiutancki album „High Time”, postawili sobie za cel, aby każda z płyt brzmiała inaczej. Zarówno to założenie, jak i prezentacja grupy na social mediach, znakomicie ukierunkowuje oczekiwania względem ich twórczości. „We are Nineteen Sixty Five. We play rock and roll.” Dwa krótkie zdania wyczerpujące temat w stu procentach. Ma być głośno, gitarowo, dynamicznie i melodyjnie. A czy można liczyć na coś więcej? Od siebie dodam jeszcze, że jest autentycznie i to jest chyba najwyraźniejsza zaleta tej grupy.


fot. Adam Staszak



Najnowszy krążek zespołu, który premierę miał 4 lutego 2022, zatytułowany „Panther” zawiera dwanaście utworów. Występuje tu gościnnie kilku muzykow takich jak: Mikołaj Piechocki, Michał Kalinowski czy Jan Jasiński. Płyta powstała w Mustache Ministry Studio w Warszawie.
Album już na starcie wita słuchacza impulsywnymi uderzeniami perkusyjnymi. Najpierw dosłownie, odliczając do nuklearnego uderzenia miłości w „Nuclear love” by w drugim utworze „Let's rock” kontynuować wprowadzanie odbiorcy w klimaty rocka lat osiemdziesiątych i początku lat dziewięćdziesiątych, który zdecydowanie dominuje na całym krążku.
„Mega City” oraz „Stars and Gutter” przywodzi na myśl koloryt czasów świetności grupy Bon Jovi. Rock and roll spod znaku wielkiego tapira oraz popisowych solówek gitarowych przewija się tu dość często, tworząc dwie dość zgrabne, a wręcz przebojowe propozycje muzyczne.
„Make some noise” to według mnie najlepszy utwór na płycie i miał już on swoją premierę kilka lat temu w nieco innej wersji. Według mnie jest tu wszystko to, czym rock and roll stać powinien: energia i mocne uderzenie gitarowo-wokalne.



W drugiej części płyty warto zwrócić uwagę przede wszystkim na dwa utwory o lekko balladowym zabarwieniu. ”So many times” oraz „All my heroes are dead” nieco stabilizują tempo. Wyraźnie można odczuć, że te dwie propozycje mają nieco bardziej refleksyjny wydźwięk. Kolejne dwie kompozycje to „Make you pay” oraz „Panther”. Pomimo że nie miałbym się do czego przyczepić, to mam odczucie jakby te dwa utwory miały potencjał nieco zmęczyć słuchacza, który dostał mocny koktajl gitarowo - perkusyjno - wokalny na początku płyty, po którym zabrakło, jak dla mnie, czegoś na uspokojenie emocji w postaci ballady. Troszkę pozostaje więc odczucie, że bez tych dwóch utworów album nie straciłaby nic ze swojej jakości, a nawet zyskałaby nieco więcej dynamiki, bo kolejny z kawałków ,,Anything We Want” to właśnie powrót do tej energii, którą grupa zaserwowała w pierwszej połowie krążka.
Ostatnia kompozycja, czyli „Escape Pod” to wyraźne zwolnienie tempa. Tym razem na dobre, bo utwór jest ostatnim na płycie. Przyznam, że nie należę do fanów tego utworu, choć moja żona jest nieco innego zdania. Mnie zaburzył on całkowicie impet i rozmach tych nagrań. Byłem nastawiony na rock and roll w czystym wydaniu, bez niepotrzebnego odrywania się od rzeczywistości. Moja żona za to dostrzegła w tym utworze artystyczne nasycenie, które przykuło jej uwagę.




Jak widać więc emocje i wymiana opinii są żywe w kontekście „Panther” warszawskiej grupy 1965. Przede wszystkim jednak, według mnie, można na niej odnaleźć bardzo dobrze odtworzony klimat glam rocka i hard rocka lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, a tego gatunku w Polsce brakuje. Wielbiciele tej muzycznej epoki na pewno się nie zawiodą, bo płyta ma potencjał wzbogacić playlistę niejednego fana gatunku.


(c) Anna i Tomasz Piątkowscy