wtorek, 21 stycznia 2020

"Gramy emocjonalnie i nostalgicznie, ale o czymś co dopiero się tworzy" z Jackiem Ziębą i Krzysztofem Rutką, muzykami krakowskiej formacji Transmission Zero, rozmawia Tomasz Piątkowski.

Na swoim oficjalnym profilu piszą: "broadcasting from a world being born" (tłum. transmisja z rodzącego się świata). Wybrali sobie do tego dość niepopularny gatunek - post rock. Na ich najnowszym krążku nie znajdziemy więc wokalu, a żaden z utworów nie będzie miał skróconej, radiowej wersji, którą chętnie grałyby rozgłośnie komercyjne, bo nie jest to muzyka dla wszystkich i co do tego muzycy grupy Transmission Zero nie mają złudzeń. Jest jednak w ich graniu coś, co przenosi odbiorcę na zupełnie inny poziom komunikacji - od punktu, gdzie "transmisja" ma swoje źródło aż poza przestrzeń - w sobie tylko znane obszary. Być może to sprawia, że dostrzega ich coraz większa grupa fascynatów post rocka i to zarówno w kraju, jak i zagranicą. Album Transmission Zero znalazł się bowiem na liście "Top 10 List" holenderskiego radia De Mist, a kanał WherePostRockDwells umieścił go na 32 miejscu post rockowych Albumów 2019 Roku. Fascynacja i konsekwencja, z jaką ci młodzi muzycy podążają obraną przez siebie ścieżką, każe nam jednak wyrazić nadzieję, że jest to dopiero początek ich sukcesów i być może już niedługo Kraków będzie także znany w świecie jako ośrodek transmisji post rocka na najwyższym poziomie. 


fot. Karol Budrewicz

Skąd u was pomysł na tworzenie takiej muzyki?


Jacek Zięba: Częściowo samo tak wyszło. Wszystko zaczęło się od słynnej już, dla mnie historii, kiedy postanowiliśmy uciec z Krakowa, bo odbywały się tutaj Światowe Dni Młodzieży, co oznaczało straszną ilość ludzi, wszędzie (śmiech). Chcąc stąd uciec, pojechaliśmy do jednego domku w lesie, a potem do drugiego domku na wsi, oczywiście grając na tym etapie jeszcze w różnych projektach. Znajomy przed wyjazdem zażartował, żebyśmy wzięli instrumenty, bo i tak cały czas coś gramy. To my stwierdziliśmy, że to absolutnie nie jest głupi pomysł i weźmiemy ze sobą sprzęt. Załadowanym samochodem pojechaliśmy w te wszystkie odludne miejsca, gdzie zaczęliśmy sobie coś tam pogrywać. Tak powstawały pierwsze pomysły, które przetrwały do dzisiaj, a tak naprawdę tam zaczęły się klarować. Ja cały czas miałem gdzieś w sobie dryg postrockowy, gitarowy i stwierdziłem, że może coś z tym spróbujmy porobić. Zrobiliśmy wtedy trzy numery, które miały potem swoje większe lub mniejsze zmiany, ale są obecnie na płycie. Po wszystkim pozostało nam znaleźć tylko perkusistę. Skontaktowałem się ze swoim znajomym, zagraliśmy próbę, która okazał się po prostu kosmiczna! To było coś niesamowitego! Po tej próbie wiedziałem już, że nie jestem w stanie robić czegoś innego i niestety dotychczasowy projekt, w który byłem wcześniej zaangażowany, będę musiał opuścić. Odtąd na poważnie zaczęliśmy iść w stronę Transmission, robić dużo prób. Wtedy częściowo jeszcze wkręciłem Krzyśka w mój poprzedni projekt - We Stay for Tomorrow, bo mieliśmy koncert do zagrania z zespołem Spoiwo z Gdańska. Zapraszam do posłuchania - bardzo dobra kapela. Wróciliśmy jednak do prób z Transmission Zero. Nie pamiętam jednak czy mieliśmy już na tym etapie nazwę. Chyba jeszcze nie. Po próbie nawet nie rozmawialiśmy ze sobą. Popatrzyliśmy tylko na siebie i pokiwaliśmy głowami. Poczuliśmy tę przepaść tym projektem a innymi. Zaczęliśmy grać razem jako coś nowego, w tym, co ja kiedyś robiłem i wiedzieliśmy, że właśnie tutaj jest coś, na czym trzeba się skupić. Częściowo to wyszło trochę ode mnie i myślę, że to jest dobry kierunek. Próbowaliśmy też grać post black lub rocka progresywnego, ale okazało się, że post rock najbardziej gdzieś tam po mojej stronie działa i podoba się nam wszystkim.





“Transmission Zero” jako nazwa oznacza, że wasza muzyka nie ma konkretnego odbiorcy, czy jest próbą nadania wiadomości w otchłań? Jak ją rozumieć?


Jacek Zięba: Bardzo ciekawa interpretacja. Podoba mi się (śmiech). Im więcej interpretacji tym lepiej, a ta muzyka daje takie możliwości. Jeżeli chodzi o nazwę, to dla każdego z nas, kiedy zakładaliśmy nasze trio, wtedy jeszcze z innym perkusistą, to był nowy początek - taki „na poważnie”, z postanowieniem 'przyciśnięcia” i zobaczenia, co się stanie. Dla mnie po pięcioletnim robieniu „czegoś” wjechał nagle jakiś konkret i zaangażowania z każdej ze stron. Dla Krzyśka to był powrót do grania na basie i próba realizacji czegoś na poważnie. Oczywiście nie z myślą o zarobku, czy niesamowitym sukcesie - zrobieniem materiału, pokazania go i sprawdzenia, czy się obroni. Dla naszego ówczesnego perkusisty był to także powrót do grania po przerwie. Może stąd w nazwie to „Zero”, bo w pewnym sensie był to dla nas wszystkich punkt początkowy - punkt zerowy. „Transmission” to wszystko to, co możemy robić na scenie nie mając wokalu – możemy grać muzykę, przekazywać jakąś transmisję, jakieś emocje . Tylko od odbiorcy zależy, w jaki sposób ją odbierze, co o nas pomyśli i co będzie czuł. Nazwa to połączenie, tego, czym jest ta muzyka i zarazem pewnego punktu zwrotnego. To hasło powstało, kiedy zaczęliśmy luźno rozmawiać ze sobą o tym, co chcemy zawrzeć w nazwie. Dla nas jest to transmisja z rodzącego się świata, pierwsza transmisja, do której wracamy. Często muzyka postrockowa jest o końcu, o tym, że wszystko kiedyś się kończy. My też gramy emocjonalnie i nostalgicznie, ale o czymś, co dopiero się tworzy, a nie o tym, co ma się skończyć.


fot. Agata Maziarz

Wasz long play ukazał się 25 czerwca, wcześniej mieliście nagranie koncertowe ”Live in Piękny Pies”, którego świetnie się słucha. Dźwięki na żywo dodają jeszcze więcej barw waszej muzyce, która sama w sobie jest bardzo obrazowa. Z czego to wynika?


Jacek Zięba: Wydaje mi się, że sam gatunek jest bardzo obrazowy. Muzycy z australijskiej grupy Sleepmakeswaves powiedzieli kiedyś, że post rock daje im możliwość porozumienia się z odbiorcami ich muzyki bez znajomości języka, który zupełnie jest bez znaczenia na koncertach, bo sama muzyka się broni. Każdy wyraża na swój sposób wyobrażenia i emocje, które tworzą się w nas podczas kiedy gramy i my je w ten sposób przekazujemy. Odbiór naszej muzyki jest sprawą indywidualną.


Jeden z portali NewNoise napisał o was: „Z głowami w chmurach astronauci z Transmission Zero prezentują ścieżkę dźwiękową do metafizycznych i astronomicznych doświadczeń”. Takie coś ma kawałek Vostok 0, Closed Circuit oraz totalny odjazd kosmiczny, apokaliptyczny jest w Adrift/Alive. Czy na pewno to jest tylko post rock?




Jacek Zięba: To jest coś, czego szukamy. Nam się w pewnym momencie wydawało, że to coś innego. Staramy się być na bieżąco i obserwować co się dzieje na scenie postrockowej na świecie, co jest mainstreamowe w gatunku, który sam w sobie nie jest mainstreamowy. Nie wiem, czy gramy inaczej, czy dziwniej, bo najgorzej ocenić swoją pracę. Po koncertach zdarza się, że przychodzą do nas ludzie i to nie tylko znajomi czy rodzina i mówią, że było super. Dla nas to jest oczywiście duży komplement. Coś jednak musi być w tej muzie (śmiech). Ciężko nam stwierdzić, co dokładnie tworzymy. Poczekajmy na rozwój sytuacji, na to aż kolejne media nas zauważą. Zobaczymy czy nam przykleja jakąś naklejkę i czy będziemy się z tym zgadzać.


Którą z kompozycji uważacie za najlepszą na płycie?



Krzysztof Rutka: Na pewno Vostok 0 oraz Illusion of Coincidence to dla mnie najważniejsze kawałki.


fot. Agata Maziarz

Jacek Zięba: Za Sebastiana, naszego perkusistę, odpowiem, że będzie to Adrift/Alive. Chyba dlatego, że dołączył do nas dopiero po pewnym czasie, kiedy pewną część materiału mieliśmy już gotową. Do tego utworu akurat nie mieliśmy nagranej perkusji i Sebastian zaczynał z nami właśnie od tego kawałka. To jest chyba ten powód, dlaczego jest tak przywiązany do niego emocjonalnie. Dla mnie jest to dość ciężkie pytanie tak naprawdę. Lost and Found pozostał w prawie niezmienionej formie, odkąd go nagraliśmy prawie dwa lata temu, ale emocjonalnie najlepszy jest Vostok 0, Illusion of Coincidence, bo tam się najwięcej dzieje i jest to obecnie najlepszy przekrój naszej twórczości.



Podczas słuchania płyty, odnosi się wrażenie jakby przechodziło się z jednej opowieści muzycznej do drugiej. Tworzą one jakąś wspólną więź. 


Jacek Zięba: Każdy z numerów powstawał osobno. W zamyśle był to koncept album, ale dopiero od momentu, kiedy usiedliśmy z Sebastianem nad tytułami utworów. Gadaliśmy sobie swobodnie i zaczęła się nam z tego wyłaniać jakaś historia astronauty. Krzysiek stwierdził, że kawałek obecnie nazwany Vostok 0, kojarzy mu się ze startem w kosmos. Vostok to była pierwsza misja kosmiczna. Dodaliśmy „0”, bo to jest o takich lotach, o których nikt nie wie, a które mogły się kiedyś wydarzyć. Kombinowaliśmy trochę z okładką, z człowiekiem w lesie i zniszczoną anteną. Takie science fiction wjechało, że może wyleciał w kosmos, wrócił i może mu się wydaje, że jest na innej planecie. Wytworzyła się następnie kolejność utworów - jakieś tam historie i o czym opowiadają. Zostawiliśmy jednak wolność interpretacji słuchaczowi, żeby nie myślał teraz o rakiecie, tylko o czymś innym i zostawił to dla siebie.


Krzysztof Rutka: Tak więc ta historia jest nieoficjalna, dlatego nie zrobiliśmy do płyty żadnej książeczki. To są tylko nasze wyobrażenia i jak to odbieramy.



Te kompozycje można bez problemu także wmontować do filmów science fiction. Bylibyście świetnym supportem przed festiwalami filmowymi o takiej tematyce.



Jacek Zięba: Jest w Krakowie festiwal filmu, zawsze można spróbować tam uderzyć, jako muzyka ilustracyjna. Część naszych inspiracji wynika również z muzyki filmowej albo z muzyki do gier. Tak jest to science fiction: jest to film, jest to opowieść. Więc jak najbardziej jesteśmy otwarci na takie rzeczy.


Krzysztof Rutka, Jacek Zięba/ fot. Anna Piątkowska

Krzysztof Rutka: Jesteśmy jak najbardziej otwarci na takie typu rzeczy, ale wszystko powoli, najpierw promocja płyty. Mam nadzieje, że uda nam się wskoczyć na ten wyższy poziom, żeby być w stanie zorganizować jakieś własne eventy. Mamy już trochę znajomości w środowiskach post rockowych, można by zorganizować taki festiwal. To byłaby super sprawa, choć to jest jeszcze wciąż zbyt niszowe.


To też jest plus dla Was, bo macie większe możliwości wybicia się.


Jacek Zięba: Jeżeli chodzi o Polskę i jeżeli się uda wybić. Jeśli ktoś zainteresowany tym nurtem w Polsce nas zauważy, co się powoli dzieje, to fantastycznie, bo nie ma tego dużo tak naprawdę. Nawet to, że mamy już płytę i nie jest to epka czy tylko live, ale longplay, który jest konkretny, to nadaje nam może nie renomy, ale wynosi nas na jakiś poziom. 


Czego Wam życzyć?


Jacek Zięba: Na pewno festiwali, podczas których fajnie byłoby się z kimś zmierzyć. Występy w klubach, nagranie płyty - wszystko fajnie, ale festiwal to byłoby wyzwanie.

fot. Anna Piątkowska

Krzysztof Rutka: Więcej powodzenia w tym, żeby ludzie dawali nam szansę i odpisywali, bo siedemdziesiąt procent klubów czy rozgłośni radiowych oraz innych mediów publicznych nie odpisuje. Ciężko jest się samemu gdziekolwiek przebić.


Wszystkiego dobrego chłopaki, bardzo dziękuję za rozmowę.



Jacek Zięba, Krzysztof Rutka: Dziękujemy!


(c) Anna i Tomasz Piątkowscy