poniedziałek, 10 października 2022

LUXTORPEDA: "Naszym zadaniem jest być na posterunku" (WYWIAD)


Opublikowanie tego wywiadu, z róznych wzglęgów zajęło nam rok. Tyle, i jeszcze trochę, upłynęło od naszego spotkania z Luxami tuż przed ich koncertem we wrocławskim Starym Klasztorze we wrześniu 2021. Grupa na poczatku 2022 roku zdążyła wydać znakomitą płytę zatytułowaną Omega, którą obecnie promuje podczas trasy koncertowej OGÓR TOUR. Luxtorpeda przynajmniej dla połowy MuzykTomanii od ponad dekady jest jednym z ulubionych zespołów. Jakość spod znaku Lux to nie tylko mocne uderzenie muzyczne, ale także liryczne. W ich tekstach na próżno szukać nic nieznaczących opowieści o kwiatkach i chmurkach. Grupa od począku pozostaje konsekwentna w swoim przekazie, usiłując jednocześnie bronić się przed wszelkimi próbami przypisywania ich do stron w kontekście wszechobecnych konfliktów światopoglądowych lub, co gorsza - politycznych. Siłą Luxtorpedy jest pięciu znakomitych muzyków, którzy od dekady pokazują, że doskonale wiedzą, po co razem stoją na scenie.





Anna: Czym jest dla Was Luxtorpeda?


Litza: Luxorpeda jest dla mnie takim wydarzeniem w życiu, że na stare lata, kiedy mam trochę więcej czasu, mogę sobie poszaleć i pograć. Nie spodziewałem się, że to przybierze taki obrót. Na początku myśleliśmy, że to będzie taki mały, garażowy zespolik, a potem nagle się okazało, że parę piosenek się spodobało szerszej publiczności i tak zaczęła się pierwsza historia, potem druga i następne płyty. Szybko minęło dziesięć lat, a teraz patrzymy co dalej.


Krzyżyk: Bardzo mi się podoba to, co powiedział Robert. On na pewno patrzy ze swojej perspektywy, ale dla mnie to jest również forma prezentu, realizacji marzeń o swoim zespole. Takiego w którym mogę brać udział, czynnie i od początku. Zakładaliśmy ten zespół jakby w wieku starszym, ale czuliśmy się jakbyśmy byli młodzi, jakbyśmy byli kapelą, która dopiero zaczyna i to było takie ujmujące. Ja nigdy wcześniej z Robertem nie grałem, ale dla mnie jest to spełnienie marzeń, dziesięcioletnia historia i prezent, który dostałem w życiu.


fot.Tomasz Piątkowski


Kmieta: Jako mały chłopak zawsze marzyłem, żeby mieć swój zespół i móc w nim grać. Przez wiele lat do tego dążyłem. Grałem sobie na gitarze, spotykałem się z różnymi kolegami, pogrywaliśmy gdzieś czy w Krotoszynie, małym miasteczku i zacząłem grać z muzykami z Poznania czyli z Robertem, Tomkiem Budzyńskim i Darkiem Malejonkiem w 2TM 2,3 w zastępstwach za Marcina. Cały czas moim marzeniem było jednak mieć zespół, w którym będę czuł, że jesteśmy grupą ludzi, którzy mają jeden cel i jedną myśl. Przyjaciół, którzy nie dosyć, że spełniają swoją pasję do muzyki, to jeszcze mogą się spotykać i rozmawiać o wszystkich problemach. Nie tylko mówić o dyrdymałach, pierdołach, ogólnikach, unikając poważnych tematów, tylko rozmawiać o prawdziwych problemach i tym, co nas cieszy. Jeżdżąc z Luxtorpedą mogliśmy takie tematy poruszać. Jak wracam do domu, potrafię się całkowicie zaangażować w życie domowe i wszystkie obowiązki. Ale gdzieś cały czas z tyłu głowy, mam to, że będę potrzebował wyjechać na koncert i spotkać się w trasie z przyjaciółmi, z którymi będę mógł porozmawiać i opowiedzieć o tym, co spotkało mnie w danym okresie między-koncertowym. Ten zespół czymś takim dla mnie był i nadal jest- mam nadzieję.


fot.Tomasz Piątkowski


Dręzmak: Po części się podpisuję po tym co chłopaki powiedzieli. Próbuję też sobie sam początek przypomnieć. Jak sięgam te dziesięć lat wstecz, to pamiętam, że Luxtorpeda była dla mnie totalnym zaskoczeniem i niespodzianką. Myślałem, że dla mnie, człowieka po czterdziestce nic się już więcej nie wydarzy. Gram od połowy lat dziewięćdziesiątych i myślałem, że tak już będzie do końca życia. Luxtorpeda była totalnym zaskoczeniem, bo bardzo dużo  działo się wokół tego zespołu. Powstała ekipa Luxforum, ludzi, którzy skupiali się wokół idei robienia dobra dla innych. Utworzyła się społeczność, to wszystko mnie bardzo zaskakiwało!. Taka, po ludzku mówiąc, popularność, te listy przebojów! Ja nigdy w życiu czegoś takiego wcześniej nie doświadczyłem i to było za każdym razem dużym zaskoczeniem, też spełnieniem marzeń, i ogromną radością. Zadawałem sobie pytanie: czy ja na to zasłużyłem? Potem sam sobie odpowiadałem, że nie, w ogóle na to nie zasłużyłem i nie wiem dlaczego akurat ja jestem częścią tego składu. Cała dekada, to jest kawałek życia, bardzo dużo życia, bo bywały takie lata, że pół roku człowiek był z rodziną i drugie pół był z chłopakami.


Anna: Jaki wkład w powstanie Luxtorpedy miał Steve Wallet?


Litza: A to ja jestem wywołany do tablicy! Steve Wallet to jest taka maruda (śmiech). Wiele lat mi mówił: (Litza naśladuje akcent angielski przyp. red.) „Kurcze, Litza musisz założyć jakiś swój zespół. „Poplin Twist”, „Jonasz” to jest tak zarąbiste, graj chłopie!” No i zaczęliśmy grać. Zresztą, ja praktycznie co pięć, dziesięć lat zakładam coś solowego i z tego, albo coś wychodzi, albo nic nie wychodzi. Jednym z projektów solowych miała być właśnie Luxtorpeda, która potem się okazała osobnym zespołem. Steve miał duży wpływ, ale może się wydarzyć, że w przyszłym roku ukaże się moja solowa płyta i wtedy już Steve będzie zadowolony.


Anna: Jak z perspektywy dekady istnienia grupy zmienia się odbiór waszych tekstów? W szczególności tych trudnych? Czy czujecie coraz większy bunt u odbiorców, zwłaszcza, kiedy wydaje im się, że w tekstach poruszacie jakieś aktualnie „roztrząsane” problemy?

fot.Tomasz Piątkowski

Litza: Myślę, że nasze tematy są coraz bardziej aktualne. Do niektórych zaczyna dopiero docierać, o czym my śpiewamy. To kontekst życia człowieka sprawia, że rozumie pewien tekst albo nie. Cokolwiek się wydarzało w polityce, w życiu, w kraju i w ogóle na świecie, a my wrzucaliśmy jakiś utwór, to słyszeliśmy, że gramy o polityce, a to był utwór na przykład z pierwszej płyty, sprzed ośmiu lat. Okazuje się, że ludzie słuchali, ale nie dosłyszeli wszystkiego, co śpiewamy. My od początku mówimy, czym to się może skończyć. Zresztą okładka pierwszej płyty doskonale pokazuje, to co mamy dzisiaj. Jest jakiś sposób, żeby ludzi zaszczuć, spacyfikować i im odebrać wolność i to dokładnie było na okładce pierwszej płyty. Jeżeli ktoś ma taką potrzebę, żeby się „dowalić” do czegoś, co my śpiewamy, to zawsze znajdzie powód. Mamy dużo powodów, żeby nas nie słuchać. Natomiast nie wyobrażam sobie, że mielibyśmy jechać na drugi koniec Polski, żeby śpiewać o tym, że węglowodany są złe, albo, że trzeba spożywać pięć posiłków dziennie. Chyba że dla jaj, ale to byłby taki dodatek (śmiech). Jest sens jechać gdzieś daleko i śpiewać o ważnych rzeczach, o tym co ma ogromny wpływ na nasze życie i życie naszych dzieci. Ja już nawet mogę powiedzieć, że wnuków. Ta cała sytuacja, która jest na świecie, upadek pewnego imperium, tego dobrobytu, ten marazm i brak kreatywności pokazuje, że idziemy w pewnym konkretnym kierunku. A naszym zadaniem jest być...

fot.Tomasz Piątkowski

Krzyżyk: ...być na posterunku.


Litza: ..być na posterunku i trochę przygotowywać. Nie po to, żeby potem po latach powiedzieć: „A nie mówiłem?”. Bo to nie o to chodzi, tylko bardziej pokazać, że nasze cierpienia są podobne do cierpień ludzi, którzy nas słuchają. Mamy podobne wątpliwości i zmagania. Nie chce tutaj znów gadać jak „ksiądz Litza”, ale muszę to powiedzieć, bo jakbym miał tak opisać konkretnie czym jest dzisiejsza sztuka, to świetnie to powiedział Jan Paweł II, który mówił, że „we współczesnym świecie sztuka ma pełnić rolę podobną do psów Łazarza, które lizały rany. Łazarz siedzi przed bramą bogacza, bogacz jest tak obrzydliwie bogaty, że nawet nie zwraca uwagi na Łazarza, któremu psy liżą rany. Oby nasza muzyka była czymś takim, jak te psy, które liżą rany i cierpienia i łagodzą ból współczesnego człowieka. Mówimy teraz bardzo głęboko, ale jak tak naprawdę popatrzysz na nas, to jesteśmy tak po prostu, mężami i ojcami, a ja już nawet jestem dziadkiem.


Kmieta: Chodzimy do sklepu po bułki, odprowadzamy dzieci do szkoły, siedzimy z nimi przy lekcjach.


Litza: Nawet zwykli ludzie, tacy jak my mogą mówić o ważnych rzeczach. Myślę, że wszyscy ci, którzy są w miarę rozgarnięci, rozumieją doskonale te teksty, a nierozgarnięci, tak jak ja na przykład, zaczynają rozumieć to, co śpiewają po paru latach. Ja musiałem dorastać do niektórych swoich tekstów.

fot. Tomasz Piątkowski


Anna: No dobrze, ale są kawałki „44 dni” czy „Shoah”, które trudniej może Wam jest zaśpiewać teraz, niż na przykład kilka lat temu, choćby ze względu na to, że są kojarzone z dość kontrowersyjnymi tematami.


Litza: Czemu? Ludzie już nie tracą dzieci?


Anna: No dobrze, a „Shoah”?


Litza: Cierpienie niewinnych, to jest jak najbardziej teraz na czasie. Jak popatrzę na działalność gospodarczą, to też będzie za chwilę „cierpienie niewinnych”, więc to jest jak najbardziej aktualne (śmiech). Każdy ma jakieś cierpienie...



Kmieta: ...niezawinione.


Litza: Niezawinione, a „Shoah” jest o tym. Wiesz, to nie jest tylko o tym, że Amnasty International jest hipokrytą, bo wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu hipokrytami. Chociaż nie chcielibyśmy być, to tak jest. Śpiewamy o tym w utworze „Hipokrytes”, w pierwszej osobie, a na nowej płycie w drugiej osobie.


Anna: Miałam na myśli to, że w dzisiejszym świecie jakikolwiek by nie poruszyć temat jest to natychmiast interpretowane dość jednoznacznie.


Kmieta: Wydaje mi się, że chcesz usłyszeć to, czy zauważamy, że to co robimy jest o tyle trudne dzisiaj, dlatego, że natychmiast zostajemy przypisani do którejś ze stron. Ja się zgadzam, że tak jest.


Krzyżyk: My gramy dla wszystkich. Jak gramy dla tych, to tamci mówią, że nie powinniśmy. Mówiąc „dla tych”, mam na myśl, że niektórzy się identyfikują z jakąś grupą, z jakąś stroną. Uzurpują sobie prawo do tego, żeby mówić „wy jesteście nasi”, albo „wy jesteście ich”. Co to znaczy? My gramy dla wszystkich.


Litza: Nie czujemy się lepsi od Jacka Kurskiego czy od właściciela TVNu albo Radia Maryja. Ja nie czuje się lepszy od Rydzyka. Zobacz ilu mają „wyznawców”. Bardziej się martwię tym, że pojawiła się potrzeba realizowania pewnej naturalnej potrzeby religijności. Szczególnie wśród tych, którzy odeszli z Kościoła wcześniej lub niedawno. Pojawia się forma zastępcza religijności. Bożkiem jest dziś COVID, zdrowie, dzieci – cokolwiek. Jak dotkniesz ich „bożka”, to jesteś ich wrogiem. Więc na samym końcu rzeczywiście, jeżeli ktoś rozumie, o czym śpiewamy, to powinniśmy być wrogami wszystkich.


Krzyżyk: Był taki jeden, który był wrogiem wszystkich i umarł na krzyżu.


Litza: Ale zmartwychwstał. Nie ma „zżywowstania”, jest „zmartwychwstanie”.


Tomasz: Chciałbym jeszcze wrócić do utworu „Shoah”. Macie jedną z najmocniejszych wizerunkowo koszulek wśród zespołów metalowych w Polsce.




Kmieta: Nie jesteśmy zespołem metalowym.


Litza: Jesteśmy. Ja mam wszytą zastawkę metalową, więc jesteśmy zespołem metalowym. Jedynym (śmiech)!


Tomasz: Kto jest odpowiedzialny za projekt tej koszulki?


Litza: To są głównie moje pomysły. One wychodzą z energii jaka jest w zespole. Urodziło mi się teraz dwunaste wnuczę, dla mnie to życie jest tak cenne, tak piękne i chciałbym mieć taką ufność, jak ci mali ludzie świeżo urodzeni, w matki albo ojca rękach. W tym momencie tak naprawdę inne rzeczy są nieważne, w tym momencie ważne jest, żeby mnie ktoś przytulił, nakarmił, dlatego motyw rodziny, dziecka w naszej twórczości pojawia się bardzo często, no bo o czym mamy śpiewać, o locie w kosmos ? Mamy dwie koszulki, gdzie pojawia się małe, nienarodzone dzieciątko. Jedna to jest właśnie „Shoah”, gdzie jest na celu życie człowieka, nieprzyjaciel namierzył życie człowieka. Nieprzyjacielem człowieka nie jest drugi człowiek, tylko rzeczywistość zła, które nie lubi życia człowieka. Drugą koszulką z dzieckiem jest „44dni”, gdzie to dziecko jest już chronione w rękach. Cieszę się że takie rzeczy mamy, bo to chyba jest naturalne że ojciec siódemki dzieci, dziadek dwanaściorga wnucząt będzie śpiewał o tym. Nie mogę śpiewać o innych rzeczach. Pewnie, że są fajne tematy, których młodzież teraz słucha, ale ja nie chodzę do pubów, nie zarywam lasek, nie mam sygnetów złotych. Śpiewamy to, co przeżywamy, na tym polega muzyka rockowa. Chyba że ktoś robi sobie fajne żarty i wtedy cynicznie podchodzi do pewnych rzeczy, a wtedy może śpiewać nawet o tym, że smok wawelski istniał na serio.




Kmieta: Fajnie, że o tym mówisz, bo pamiętam że Robert bardzo długo się nad tym zastanawiał, zanim projekt tej koszulki w ogóle się pojawił. Robert pokazywał nam ten projekt na papierze.


Litza: Jeszcze jak mielimy Facebook, pytałem się ludzi, co o tym myślą i był straszny gnój. To znaczyło, że trzeba robić.


Drężmak: Jeżeli o tym śpiewamy, to trzeba coś takiego robić.


Tomasz: Uważam, że nie ma lepszej dosłownej interpretacji tego tematu, jak wasza koszulka.


Anna: Kiedyś założyłam się ze swoim kolegą, który słucha black metalu, że jak on ubierze swoja najmocniejszą koszulkę i wyjdzie na angielskie ulice, a ja założę waszą, to jest większe prawdopodobieństwo, że mnie gdzieś nie wpuszczą.


Litza: To nie chodzi o kontrowersje, ale żeby zwrócić uwagę na pewien temat. W „Persona non grata” jest bardzo fajny jeden moment, gdzie śpiewam: „Synu bądź spokojny, nie będzie żadnej wojny”. Ludzie boją się wojen, awantur w domu, awantur w szkole, na ulicach itd. A wojny militarnej to już w ogóle się boją. „Nie będzie żadnej wojny oprócz tej, która jest” - możemy traktować życie powierzchownie i tak można żyć, tylko wtedy masz radość powierzchowną, satysfakcję powierzchowną, smutek powierzchowny, a nie dotykasz centrum problemów i centrum życia. Cały patent polega na tym, żeby wejść głębiej we wszystko. „Nie będzie żadnej wojny oprócz tej, która jest na życie wieczne i śmierć” - tak naprawdę ile my tu żyjemy? Pięćdziesiąt… osiemdziesiąt lat maks jak jesteśmy mocni, a dusza człowieka jest nieśmiertelna. Skąd to wiem? Bo nawet jak tworzymy muzykę, to nie jest racjonalne myślenie, tylko to jest pewien rodzaj czegoś co przychodzi jakby z innego wymiaru. My nie jesteśmy muzykami, żeby mieć pełną świadomość tego, co robimy. Intuicja i otwartość na te dźwięki, które są już w przestrzeni i te harmonie, gdzieś tam sprawiają, że my mówimy: „To nam się podoba grajmy”. To jest tak jak z tym utworem „Cel”, który graliśmy na próbie. Zrobiliśmy go w półgodziny trzynastego maja, w ważny dzień, bo Fatima oraz zamach na Ojca Świętego i co najlepsze, moi rodzice się pobrali. Widzisz, „zawsze jest sens, kiedy widać cel”.




Anna: Jakie były najprzyjemniejsze momenty w tym, co robicie?


Litza: Jak wyrzuciliśmy akustyka. Jak „Kicha” odszedł było super (śmiech). Nie było atmosfery w aucie, jak jeździł z nami akustyk. Jeszcze jak Facebooka wyrzuciliśmy, to się ulga zrobiła, powietrze zeszło i też było fajnie.(śmiech) To są tylko głupie żarty, wszystko tutaj, każdy dzień może być piękny. Dzisiaj, nie zdajecie sobie nawet sprawy, w jak trudnym momencie rozmawiacie z nami. Mamy pewien „dół” i się zastanawiamy, co dalej mamy robić, w jakim kierunku iść. Hans ma małe dzieci, zmaga się, żeby zdążyć na koncert. Ostatnie noce moja najmłodsza wnuczka, mała Jadzia nie śpi, bo się dusi i trzeba ją nosić, więc na zmianę w rodzinie wszyscy ją nosimy. Każdy z nas ma swoje życiowe sprawy. Kmieta, zawsze kiedy wchodzimy do studia, pyta czy będziemy mieć jakieś pomysły. Zastanawiamy jaki to ma dalszy sens.


Drężmak: Mamy takie doświadczenie z Luxtorpedą, że to nie jest zwyczajny zespół. On jest prowadzony trochę „odgórnie”. Mamy świadomość, że to nie my kreujemy tutaj rzeczywistość i dlatego chcemy w pewien sposób się oddać temu, co jest dla nas przygotowane, robić to, co do nas należy, bo to jest coś więcej niż tylko nasza praca. Jeśli nie mielibyśmy tego doświadczenia, to inaczej byśmy myśleli. Traktujemy to bardzo poważnie, bo to nasze granie nie jest tylko graniem i spotykaniem się, wstrząsaniem głową i spełnianiem marzeń młodzieńczych. Robert o tym wspomniał, że zawsze jakby nam przyświecało to, żeby się dzielić wszystkim, co sami przeżywamy i dawać drugiemu człowiekowi nadzieję. Nawet jeśli sami nie do końca jesteśmy pełni tej nadziei, to jej razem szukamy i to jest najważniejsze. Muzyka w pewien sposób jest elementem, który nas jakoś połączył. Po dziesięciu latach zaczyna się nowe; jesteśmy starsi, mamy być może jakieś inne wyzwania, albo pytania: w którym momencie… w którym kierunku pójść i co dalej robić? Tak wygląda życie: rodzi się dziecko, ma się pewną wizje jak to będzie wyglądało, potem upływa czas i się widzi jak to wyszło. Tak samo małżeństwo: jest kobieta z chłopakiem, potem jest narzeczeństwo, ślub, a na końcu okazuje się, że ta rzeczywistość wygląda po pewnym czasie inaczej. To jest właśnie piękne, bo nie mówię tego w złym znaczeniu. Mamy pewne oczekiwania, wyobrażenia, ale rzeczywistość przynosi swoje. Najważniejsze, żeby trwać i zobaczyć co będzie dalej. Uważam, że ta przygoda życia jaką mamy w Luxtorpedzie, jest jeszcze większą przygodą jaką mamy jako mężowie czy ojcowie, bo to wszystko jakby się nakłada. Myślę, że to jest nierozerwalne co robimy, co gramy, co mówimy, cała nasza historia, to co z nami się działo przez te wszystkie lata naszego życia i to, co się z nami będzie działo. Sami byśmy lepiej tego nie wymyślili, myślę, że jesteśmy chętni chłonąć przyszłość.


fot.Tomasz Piątkowski


Kmieta: To jest tak, że ja zawsze miałem marzenia od przedszkola, żeby grać. Ale zanim się znalazłem w tym miejscu, miałem szereg takich doświadczeń, które wyraźnie mi pokazały, że chciałem to marzenie spełnić, ale nie na zasadzie takiej, jak sobie wyobrażałem czyli „życie i rock and roll”. Wyobrażenie o życiu muzyka jest takie jak pokazuje medialna rzeczywistość.


Tomek: Ciągłe imprezy ?


Kmieta: Dokładnie! I dopiero te moje doświadczenia życiowe, przez które musiałem przejść, wyraźnie mi pokazały, że jeżeli chcesz to robić, to rób to z sensem, rób to tak, żeby to nie tylko zaspokajało twoją pychę, twoją próżność, ale żeby miało sens i niosło jakąś wartość dla drugiego człowieka. Dopiero kiedy to zrozumiałem, zaczęło się to urzeczywistniać. Ja to odczytuje przez pryzmat opatrzności w mojej osobie i mówię tu o sobie, bo to nie jest reguła. Tak samo teraz Luxtorpeda po dziesięciu lat grania i przebywania ze sobą i to jest bardzo dobre, ale wiem że to nie jest koniec, bo Luxtorpeda być może nie będzie grała cały czas, ale wierzę w to, że nawet jeśli nie będzie grała, to pojawi się jakaś inna rzeczywistość, inna alternatywa do tego, żeby dalej realizować to co opatrzność zsyła z góry.


Anna: Miałam was zapytać też o jakieś trudne momenty w Luxtorpedzie, ale Robert powiedział że właśnie teraz jest jakiś trudny moment.


Krzyżyk: Zawsze mieliśmy jakiś trudny moment. Było tak kiedy Robert spadł ze sceny w Rzeszowie, nie pamiętam już ile lat temu, na koniec trasy i sobie połamał siedem żeber. To był taki trudny moment, ale jak się żyje w małżeństwie, albo jest się w rodzinie, to trudny moment jest normalną rzeczą, normalną koleją życia. Tak to wygląda i trzeba być na to przygotowanym. Myślę że warto mieć świadomość, że nasze życie nie jest „constans”, ale jakbyśmy byli cały czas w drodze. Nie, że coś osiągamy, mamy i już - to jest błąd, bo tak myślą dzieci. Wiele razy mi się wydawało, że coś zrobię i to już tak sobie zostanie. Chciałoby się zatrzymać, ale my, jako istoty ludzkie jesteśmy zaproszeni do tego, żeby cały czas się rozwijać, cały czas kroczyć do przodu. Z jednej strony chciałoby się osiąść na laurach, a z drugiej strony cały czas jest to wyzwanie. Fajnie że nie mamy już dwudziestu lat i cały czas jest jakieś wyzwanie przed nami. To jest piękne.




Drężmak: Tak jak Krzyżyk mówi, to jest jak w rodzinach, są różne trudy, ale idziemy dalej, do przodu. To, co powoduje, że pokonujemy problemy w rodzinach i nie rozwalamy naszego małżeństwa jest miłość. Ja tam jestem zawsze bardzo wzruszony, jak robimy nowe numery i Robert mówi, że tak naprawdę chodzi o miłość do drugiego człowieka. Mówi, że robimy to po to, żeby temu drugiemu człowiekowi „lizać te rany”, żeby mu było łatwiej przez to życie przejść, żeby czuł, że obok jest ktoś inny. Z miłością jest trochę tak, jak mówiliśmy o okładce pierwszej płyty. Ona jest niesamowitym, wręcz krzyczącym obrazem, bo pokazuje, że w sytuacji beznadziejnej, ci wszyscy zamaskowani ludzie, para młoda, chcą wchodzić w nową rzeczywistość, w coś nowego, w nową relację, mimo że widać dookoła pustynię - oni są tą oazą. Teraz jestem w trakcie czytania biografii Franciszka Blachnickiego, któremu w latach pięćdziesiątych totalnej, głębokiej komuny, zależało mu na tym, żeby tych młodych, biednych chłopaków wyciągać na wyższy poziom życia, tej świadomości, miłości i myślenia o drugim. Wszystko się sprowadza do tego, że źródłem każdego działania jest miłość.


Litza: Wtedy ma to wszystko sens, jak robimy takie rzeczy, o których Robert mówi.


Krzyżyk: Ja całe życie słuchałem Ironów i byłem zakochany w ich muzyce, aż do momentu kiedy posłuchałem tekstów i wtedy byłem zdruzgotany. Ja czekałem na coś, szukałem jakiegoś spełnienia, jakiegoś arcydzieła, a tu się okazało że śpiewa coś o historii. No okej, ale ja potrzebowałem czegoś, co mnie dotknie. Muzyka była ok, ale chciałem, żeby coś mnie jeszcze dotykało. Podobały mi się zawsze teksty polskie, nawet kiedy było czasami cynicznie. Tu, w Luxtorpedzie jest ta fajna rzecz, z którą od samego początku wszyscy się identyfikujemy. Mimo, że teksty piszą Litza z Hansem, to jesteśmy po tej samej stronie. Chłopaki śpiewają to, co możemy w stu procentach potwierdzić, że myślimy. Chociaż my jako trójka robimy tylko muzę, nie bierzemy udziału czynnego w tekstach, to mamy zaufanie do chłopaków i tego, co piszą.

fot. Anna Piątkowska


Litza: Mówimy o miłości, ale nie sentymentalnej romantycznej epopei.. Mając rodziny, jesteśmy gotowi nawet zagrać za darmo w niektórych klubach. Ja ostatnio miałem bardzo ciekawa rozmowę, bo myślałem że ludzie którzy nas słuchają o tym wiedzą. Tymczasem byli u mnie znajomi, mówili: „No słyszałem, że drogie bilety były”. Okazało się, że oni myślą, że zespół sobie życzy jakiś konkretnych stawek, bo wtedy ustala się ceny biletów. Tak nie jest. Nam kluby wynajmują miejsce, nagłośnienie, sprzęt. Tu, we Wrocławiu jest tak, że organizator zna nas od wielu lat i zawsze nas wspiera. Natomiast wiele razy to my ryzykujemy naszym majątkiem, żeby wybudować studio, kupić najlepszy stół. Robimy ile się da, żeby było jak najlepsze. Za chwile ten zespół może przestać grać i ja zostanę z długami, ale będę wiedział, że to co robiłem ma sens. Jest coś takiego, że nawet w wymiarze pieniądza, naszego czasu, czasu naszych rodzin, zdrowia, w różnych wymiarach jesteśmy gotowi jechać do tego drugiego człowieka, gdyby to nawet miała być tylko miłość do samego grania i cieszenia się z dźwięków. To jest jeszcze za mało, więc musi być coś więcej. Mamy nadzieję, że jest coś więcej, bo jeśli nie, to nie ma sensu. Na końcu, jeśli ludzie dobrze zrozumieją nasze teksty, to będziemy nawet grali dla dwóch, trzech osób głuchoniemych.


Anna: Na początku graliście dla piętnastu, czy dwudziestu i to się rozwinęło.


Litza: Tak, ale ludzie czasami mają swoje kryteria lubienia lub nielubienia czegoś. Nastał dziwny czas i sam to po sobie widzę. Jestem fanem zespołu Twenty One Pilots, a miałem ostatnio duży problem, żeby posłuchać nowej płyty. Na poprzednie płyty zawsze czekałem, kupowałem koszulki, bluzy, winyle! Teraz, kiedy ta ostatnia płyta wyszła po pandemii, zamówiłem sobie bluzę, ale bardziej z przyzwyczajenia. Coś się wydarzyło podczas tego zamknięcia, jakaś głęboka refleksja nad sensem. Ci chłopcy grają fajne rzeczy, piszą fajne teksty i to wszystko jest dobre co oni robią, ale mimo to było mi za mało. Skupiłem się na relacjach z żoną, z dzieciakami. To był plus tego całego zamknięcia, że po trzydziestu trzech latach małżeństwa mogliśmy się zakochać. Jakbyśmy mieli znowu po szesnaście lat.


Anna: Muszę zapytać o kawałek, którego teledysk zrobił na mnie ogromne wrażenie. Chodzi o „Hymn”. Skąd wziął się pomysł zaangażowania drużyny niepełnosprawnych rugbystów?



Litza: Od nich.


Kmieta: Siostra mojej żony miała znajomego, który jeździł z ta ekipą jako opiekun. Potrzebowali jakiegoś hymnu dla grupy. Moja szwagierka nakręciła ten temat i zaczęła naciskać. Rzuciłem temat jak jechaliśmy, ale trudno było zainteresować ekipę, bo pomysłów jest tyle, że coś powiesz i jest zaraz następne pytanie. Potem temat znika. Wrócił, jak zaczęliśmy robić druga płytę. Litza mówił, że miał taki riff i zapytał o pomysł z rugbistami.


Litza: Szczerze, to mi do niczego nie pasowało (śmiech). Stwierdziłem, że zrobimy instrumental. To był riff, który mi się ułożył, jak był u mnie Mazo z rodzinką. Mazo grał na saksofonie, ja na gitarze i nagle coś takiego powstało. W czasie dżemowania z Mazolem, kiedy zaczęliśmy sobie grać, nagle myślę, że może to będzie ten hymn. Nagraliśmy ten utwór i dodaliśmy go na końcu płyty, bo był nagrany tak przy okazji. Potem daliśmy tę płytę do Eski Rock i oni wybrali właśnie „Hymn”. Ja, że nie wolno, bo to nie jest nasz numer, to własność Baliana i odbiega od płyty. Miałem swoje plany, które jak zwykle są egoistyczne. Okazało się, że ten kawałek został utworem roku w Esce Rock i zebrał pierwsze nagrody. Nawet dzisiaj ten koncert będziemy zaczynać właśnie „Hymnem”. Okazało się że to nie jest tylko hymn Baliana, ale nasz też.


Anna: Genialny pomysł z teledyskiem, nie myślałam, że ktoś jeżdżąc na wózku może być w stanie grać w rugby.


Litza: Teraz nawet nurkują, skaczą ze spadochronami. To są świry! To są ludzie, którzy mogliby powiedzieć że życie straciło sens, a odkryli, że mogą robić wszystko. Ja pierdziele, a jak mi brakuje kończyn, żeby to robić. Jeden z nich miał kilka szwów po tym klipie. Na teledysku widać jak upada. Ich definiuje wiara, siła i męstwo w szerokim pojęciu.


Anna: Chciałam jeszcze nawiązać do nowej płyty 2TM23, bo czytałam, że teksty będą z Apokalipsy.


Litza: To jest tak wrzucone, bo muzyka jest dosyć apokaliptyczna, mocna, na dwa zestawy perkusji. Spotkaliśmy się po szesnastu latach, żeby znowu coś zrobić razem. Sami nie wiemy, co to będzie. Był taki pomysł, że najbardziej pasowałoby na te czasy trochę przypomnieć sobie Apokalipsę św. Jana. Z resztą nie pierwszy raz, „Amonarata” albo „Przyjdź” to są teksty z „Apokalipsy”, w sensie hasła. Ja nigdy nie rozumiałem swojego życia, a co dopiero „Apokalipsę”. Jedno wiem, że zespół 2TM 2,3 czerpie tylko teksty z Biblii i to jest fajne.


(c) Anna i Tomasz Piątkowscy
Współpraca  redakcyjna Izabela Sanocka






Autorzy dziękują Sławkowi Orwatowi za nieocenioną pomoc w zorganizowaniu i publikacji niniejszego wywiadu