Grupa Hetman, której liderem i założycielem jest Jarek ,,Hetman” Hertmanowski istnieje już trzy dekady na polskim rynku muzycznym. Grupa nigdy nie okupowała list przebojów wielkich rozgłośni radiowych, ale pozostaje jednym z tych zespołów, które zna chyba każdy fan hard rocka czy metalu w naszym kraju. Udało się jej skutecznie obronić swój dorobek przed naporem komercji i przetrwać liczne wzloty i upadki, a nawet najgorsze czasy, jakim była epoka transformacji ustrojowej w Polsce. MuzykTomaniA w rozmowie „u źródła” miała okazje zapytać o twórczość i historię Hetmana.
Jarek ,,Hetman" Hertmanowski /fot. Z archiwum Jarka Hertmanowskiego |
Przygodę z muzyką zacząłeś w wojsku. Piosenka ,,Obowiązek” ma właśnie związek z tamtym okresem?
W okolicach Warszawy. Najpierw Nowy Dwór, potem Mińsk Mazowiecki, a potem niestety w Warszawie. Trochę miałem tam ,,chodów” przez rodzinę, bo matka w wojsku pracowała. Chciała, żebym był bliżej domu, ale na koniec niedobrze wyszło, bo w Warszawie była fala. Dostałem bardzo mocno wciry, ale po tzw. ,,obcince” było troszeczkę lżej. Straszne to było, kurwa! Robiłem wszystko, żeby się stamtąd wydostać. Dzięki Marcinowi się udało. On mnie wciągnął do takiego klubu, w którym była orkiestra estradowa, w domu kultury na terenie jednostki. Przed wojskiem grałem w Fatum na gitarze, a tutaj na bębnach (śmiech). Trzeba było brać cokolwiek, żeby tylko wyrwać się z tej kompanii. W sumie to było najwięcej chałtur i wesel, dla tych wszystkich generałów, pułkowników, oraz estrada wojskowa i inne tam duperelki.
Na początku swojej działalności artystycznej występowałeś w Fatum. Jak poznałeś Krzysztofa ,,Uriah” Ostasiuka? Jak bardzo wasze drogi były powiązane?
Lata 90 dla Hetmana to rozkwit heavy metalu i hard rocka oraz występy w słynnym programie LUZ w TVP.
Tam można było bardzo łatwo się dostać. Wystarczyło, że zespół umiał coś grać, a klipy kręcili na miejscu. Prowadziła to pani Mentlewicz. Pamiętam tę babkę. Trzy kamery zapieprzały naokoło, kolesie przyciski przełączali w reżyserce, taśma od razu zgrywała wszystko na video. Takie klipy na szybko się wtedy kręciło (śmiech).
Utwory „Do ciebie gnam”, „Tylko rock n' roll” i „Dylemat” były hitami wśród ludzi zainteresowanych polskim hard rockiem. Klipy z tamtych czasów krążą do dziś po internecie.
To były lata dziewięćdziesiąte. Nasze zainteresowania zachodnim hard rockiem, głównie zespołem Bon Jovi, którym i ja i Paweł Kiljański byliśmy zafascynowani. Paweł Kiljański jak przyszedł do zespołu, ubierał się pod ten klimat i chciał tym stylem zabłysnąć.
Hetman 1991r./fot. Z archiwum Jarka Hertmanowskiego |
Drugi od lewej Krzysztof,,Uriah"Ostasiuk, obok niego, po prawej stoi Jarek ,,Hetman"Hertmanowski/fot. Z archiwum Jarka Hertmanowskiego |
Hetman drugim albumem ,,Złe sny” zmienił swój charakter muzyczny, poszedł w tematy romantyczne i glam rockowe granie. Tego albumu nie tworzyłeś sam?
Albumy ,,Co jest grane?” w 1993, a następnie ,,Rock Kolędy” w 1997, to covery pieśni ludowych i kolęd. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zespół musiał przechodzić przez jakiś osobliwy, chyba trudniejszy okres w swojej działalności?
Po nagraniu pierwszej części płyty, padła firma wydawnicza. Coś się tam stało. Pewnie chodziło o jakieś krzywe interesy. Wszystko się rozleciało i nie było promocji. Myśmy się pokłócili, rozstaliśmy się i zrobiliśmy przerwę z Hetmanem. Ja poszedłem do Yankee Rose, zjeździłem z nimi trasę. Chyba dwa lata trwało, jak tam grałem, Hetmana nie było. Wyszedł pomysł od naszej menadżerki z tamtych czasów. Zaproponowała, że jak zrobiliśmy takie przeróbki, to czy nie zajęlibyśmy się teraz kolędami. Powiedziała, że załatwi kasę. Okazało się, że nic nie załatwiła. Na próbie zagraliśmy trzy kolędy, potem je nagraliśmy, ale żadna firma nie chciała tego wziąć, więc zrezygnowała i cały pomysł padł. Koleś, u którego nagrywaliśmy te trzy utwory, miał swoją prywatną firmę wydawniczą. Powiedział: ,,Ja wam daję studio i wydam na kasecie tę płytę, żebyście to tylko w całości nagrali". Studio było w jakimś bloku na Ursynowie. Dramat normalnie (śmiech). Chłopaki chcieli też kasę, no i zespół znowu mi się rozleciał. Zostałem sam, ale dokończyliśmy te kolędy. Znalazłem innych ludzi i jakoś namówiłem Kiljana, żeby zaśpiewał. Początkowo wyszły na kasecie, a później pojawiła się reedycja na CD.
fot. Z archiwum Jarka Hertmanowskiego |
fot. Z archiwum Jarka Hertrmanowskiego |
A to dlatego, że cały album robiłem ja. Pozbierałem wszystkie stare numery, nawet ten, co skomponowałem dla Fatum, ,,Brylantowe ostrza" w Hetmanie ,,Banita”. Na pierwszej płycie to był instrumentalny utwór dlatego, że śpiewać tam miał Uriah . Napisał do niego tekst, ale potem wyjechał do Szwecji. Ten utwór pasował nam do klimatu albumu „Skazaniec”. Potem Kiljan z wokalem wszedł i wymyślił do niego nowe słowa do ,,Banity". Nie wiedziałem, że ten album będzie jakąś koncepcją. Sprawę koncepcyjną wymyślił Kiljan, który pisał wszystkie teksty.
Udzieliła głosu w ostatnim utworze ,,RIP”. Na ,,Kolędach” też była i na przeróbkach z 1993 roku. Od początku jako dziecko ją zabierałem do studia nagrań. Na najnowszym albumie „Przyszłość” też jest. Zawsze mogę liczyć na jej pomoc.
Mieliście koncert w więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie. Czy miało to jakiś wpływ na powstanie albumu ,,Skazaniec”?
Kompletnie nie. Jakaś babka zadzwoniła do mnie, żebyśmy w tym więzieniu zagrali. Ja się skonsultowałem z Kiljanem, a on wyskoczył, że to fajny pomysł. Powiedziałem mu: ,,Weź to, zorganizuj, przejmij pałeczkę i z nią gadaj." No i zagraliśmy. Dziwnie trochę było. Służba więzienna z giwerami stała. Goście, czyli więźniowie, siedzą na krzesłach i nie mogą wstać, nie mogą nic robić. Kiljan na koncertach zawsze namawia do jakiegoś aplauzu. A tam, co który wstanie i zacznie reagować, to koleś ze służby więziennej od razu do niego: ,,Siadaj!"
Nie baliście się grać, przed tak specyficzną publiką?
Nie baliśmy się, bo była ochrona z giwerami (śmiech). Po koncercie więźniowie przychodzili do nas, bo rozdawaliśmy plakaty. Jeden z nich, recydywa, podchodzi do mnie i gada: „Dziewczynko, weź mi tu, machnij podpisik” (śmiech). To są goście z innego świata.
Od albumu ,,You” Robert Tyc, tak naprawdę staje się już stałym wokalistą zespołu.
Robert miał bardzo fajne wejście balladką ,,Na krawędzi”. To naprawdę się udało. Jak to pierwszy raz usłyszałem, aż mnie dreszcze przeszły, Nie spodziewałem się, że aż tak fajnie wyjdzie ten numer.
Dlaczego album ,,You” dedykowałeś kobietom?
Dlatego, że bardzo lubię kobiety i uwielbiam z nimi rozmawiać. Bardzo dobrze się czuję w damskim gronie i tu nie chodzi o żadne seksualne podteksty (śmiech). Lubię słuchać, jak baby plotkują, interesuje mnie ich psychika, temperament, żarty, problemy, lubię je podsłuchiwać. One też lubią, jak ja przebywam w ich towarzystwie, bo ja im nie przeszkadzam. Kiedyś byłem w miarę przystojny, to było jeszcze lepiej (śmiech). Wszystkie kompozycje robisz dla kobiet, nie dla facetów, więc muszą najpierw kobietom się spodobać, a wtedy pójdą w świat.
To Jurek nas znalazł. Napisał do mnie maila, przedstawił się i pokazał nam swoją stronę internetową. Napisał, że chciał przyjechać na nasz koncert. Mówił, że walczy o prawa do piosenki ,,Czarny chleb....”, bo ktoś chciał mu je odebrać. Był wtedy bardzo bogaty. Pisał, że jeśli mu ktoś udowodni, że to nie jego tekst, to da mu sto tysięcy złotych. Taki wpis w mediach rzucił. Jurek przyszedł na nasz koncert i prosił, żeby wywołać go na scenę w jakimś momencie. Mało brakowało, a zapomniałbym o nim. Machał do mnie z oddali przed końcem koncertu. Ja zapowiadam piosenkę ,,Czarny chleb...”, a Jurek idzie. Wszedł na scenę, opowiedział całą historię tego utworu i razem tę piosenkę wykonaliśmy. Na koniec wymieniliśmy się numerami telefonów i się pożegnaliśmy. Później on do mnie napisał, że ma dla mnie propozycję. Słyszał wersję piosenki zespołu Strachy na Lachy, a także gdzieś na bazarze wersje disco polo, ale piosenka Hetmana jest najbardziej bliska temu, co wymyślił. Prosił, żeby to nagrać jeszcze raz, bo treść ze starszych nagrań zespołu Hetman zawiera złe słowa. Pamiętam, że jak pierwszy raz tę piosenkę nagrywaliśmy, to Kiljan wziął tekst z jakiegoś śpiewnika harcerskiego. Odpowiedziałem Jurkowi, że studio dużo kosztuje, a on na to, że ma też inne piosenki do przerobienia, jeśli chcę posłuchać. Początkowo po odsłuchaniu miałem mieszane uczucia i chciałem zrezygnować, ale po długim namyśle wziąłem się za robotę (śmiech). Było naprawdę dużo fajnej współpracy. To był super czas.
Jurek Filas/ fot. Z archiwum Jarka Hertmanowskiego |
Nie wiem, boję przyszłości, bo nie wiem, jaka będzie. Od 2017 roku jak już na nowo coś działaliśmy, to odszedł od nas gitarzysta Bodek. Zaczęliśmy grać na jedną gitarę, to myślę sobie, zrobię na jedną gitarę płytę, ale musi mieć rozbudowaną formę. Potem nagle przyszedł krach, najpierw klawiszowiec chory na raka mózgu, potem bębniarz odchodzi. Co chwile jakaś zmiana. Kiedy znów zaczęliśmy coś nagrywać, pandemia. Tyle lat i różne przeciwności, ale teraz to już nie wiem. Jedno studio zgodziło się, że wejdziemy i zapłacimy później. Kiedy nagraliśmy cały materiał, nagle wybuchła pandemia i stop. A teraz kołuj forsę. Wszyscy mieli kłopoty: płacili rachunki za wynajem, za utrzymanie. Wszystko upadało. Znowu jednak nad Hetmanem coś czuwa, bo nagle dzwoni do mnie jakaś fanka, która jest właścicielką radia w Anglii. Pochodzi ze Śląska, od wielu lat mieszka w Anglii. Była strasznie szczęśliwa, że w ogóle ze mną rozmawia i inne miłe słowa, a ja do niej o swoich kłopotach (śmiech). „Co to za problem, Jarek. Ja dla ciebie wszystko, moje radio da radę, robiliśmy różne zbiórki, dla dzieci itd.” Udało im się uzbierać na opłacenie studia i jeszcze na wydawnictwo. Radio Śpioch i Tosia są wielcy!
Macie zamiar jeszcze jakoś uczcić swoje trzydziestolecie, czy to będzie obchodzone w ciszy?
Może się uda coś zrobić pod koniec grudnia. W Voo Doo, takim klubie w Warszawie będzie trochę opóźniony koncert na trzydziestolecie. Chciałbym zaprosić wszystkich, którzy grali w Hetmanie. Tych, z którymi się pokłóciłem oraz tych, którzy się pokłócili między sobą. Chciałbym im zrobić niespodziankę. Mają wstęp wolny z osobą towarzyszącą. Jest to wydarzenie, które może pomóc, żebyśmy się wszyscy pogodzili. Większość dochodzi prawie do sześćdziesiątki. Wszystkie te nieporozumienia musimy wyrzucić do śmieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz